tag:blogger.com,1999:blog-43060478990717493182024-02-08T05:51:00.564-08:00.Estherhttp://www.blogger.com/profile/04574258482684431153noreply@blogger.comBlogger7125tag:blogger.com,1999:blog-4306047899071749318.post-82201215545398192502014-01-03T03:07:00.001-08:002014-01-03T03:07:17.147-08:00Rozdział 4<i>Patrzyła na jego twarz, a mimo to nie mogła jej dostrzec. I choć nie wiedziała jak wygląda oblicze jej towarzysza, to czuła jak niepokój w jej sercu narastał z chwili na chwilę. Dotknął jej dłoni, a jego skóra była blada, zimna. Powoli zabrała rękę. Pora iść. </i><br />
<div>
<i>Bieg, drzewa, im dalej była, tym szybciej przewijał się widok po jej obu stronach. Urwisko, ziemia, wiatr. Krzyk!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>~*~</i><br />
<div style="text-align: left;">
Cassie pewnie prowadziła dalej, ale pod nosem nadal wymyślała na kierowcę, który bardziej cenił sobie czas, niż bezpieczeństwo. Nie tylko swoje, ale i innych. Docisnęła pedał gazu i poczuła wiatr, który wpadał przez uchylone okno. Na chwilę zapominając o swoich przemyśleniach na temat bezpieczeństwa wyciągnęła z torby telefon, aby odczytać wiadomość, która na niego przyszła. Patrząc na jezdnie, a kątem oka odczytując ją, mruknęła coś do siebie.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
Vivianne zamknęła drzwi domu, odwróciła się i.. wpadła prosto na Nathana. Zderzyła się nosem z jego klatką piersiową i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego jaki jest wysoki. Miał na sobie białą koszulkę na ramiączkach, która odsłaniała jego ręce pokryte tatuażami. </div>
<div style="text-align: left;">
-Masz zwyczaj wpadania na ludzi pod ich drzwiami?<br />
-Zależy od ludzi.- uśmiechnął się. Wyminęła go ostrożnie i przystanęła na schodach patrząc wyczekująco, żeby dowiedzieć się o co chodzi.<br />
-Tak więc w czym rzecz?<br />
-Podwieźć Cię do szkoły?<br />
-Fatygowałeś się taki kawał drogi tylko po to, żeby mnie o to zapytać?<br />
-I podwieźć.<br />
-Skąd wiedziałeś, że się zgodzę?- wzięła się pod boki.<br />
-Przeczucie. Nigdy mnie nie myli.- zaśmiał się pod nosem.<br />
-Potrafię sama chodzić, a w mieście nie brak komunikacji. Nie musiałeś.<br />
-Nie musisz mi mówić co muszę, wiem o tym.<br />
-Następnym razem nie rób sobie kłopotu, poradzę sobie.<br />
-Nie wątpię. Ale skoro już tutaj jestem to mogę Cię podwieźć.- pokręciła tylko głową i ruszyła do jego auta. "Wygrał" pomyślała. "Wygrałem" pomyślał.<br />
Wsiedli do samochodu, zapieli pasy i pojechali. Włączył radio, gdzie leciała piosenka od 7horse. Nathe zaczął wybijać dłońmi rytm na kierownicy, podśpiewując sobie bez skrępowania. Vivianne uśmiechnęła się pod nosem. Wpatrywała się w okno i oglądała okolicę jakby widziała ją po raz pierwszy w życiu. Domy, które mijali zmieniały się w kolorowe plamki, łąki w zielone pasy. Po 10 minutach dotarli pod szkołę. Wysiadła z samochodu, nakładając torbę na ramię. Nathan doszedł do niej, zaraz po tym jak zamknął auto. Szedł poważny, jak zwykle. Kątem oka przyjrzała się jego twarzy. Wpatrzony w jakiś nieokreślony punkt przed nim, nawet nie drgnął. Z jednej strony odczuwała przed nim niepokój, jego wypowiedzi, tatuaże, cała osoba dopełniały tego odczucia, z drugiej strony fascynował ją swoją osobą, czego jednak nie chciała przed sobą przyznać. Pokręciła głową na samą myśl o tych odczuciach na jego temat. Weszła do szkoły, a Nathan wyminął ją, kiwając tylko głową. Nie patrzył jej jednak nawet w oczy. Wzruszyła ramionami, jakby zrzucając z siebie jakiś niewidzialny ciężar. Cassie stała już pod ścianą, przy sali i czekała na nią.<br />
-Nie wierzę, że się nie spóźniłaś.- przywitała ją Cassie tymi słowy.<br />
-Też się cieszę, że Cię widzę.- odparła zrezygnowana.<br />
-Wiem. Co tak szybko?<br />
-Ktoś mnie podwiózł..-powiedziała, po czym weszła do klasy, nie dając dziewczynie czasu na odpowiedzenie. Zajęły swoje miejsca i wyciągnęły książki, przygotowując się do lekcji. Vivianne notowała w zeszycie słowa nauczycielki, żeby potem nie mieć problemów na egzaminach, to samo robiła na pozostałych lekcjach. Kiedy była już ostatnia godzina jej pobytu w szkole, poczuła wibracje w kieszeni. Wyciągnęła telefon i zobaczyła, że ma wiadomość od nieznanego numeru.<br />
<i>"Czekam, nie uciekniesz mi. Taksówkarz." </i><br />
Nathan. Tego była pewna. Pokręciła głową z rezygnacją i z powrotem powróciła do notowania. Testy próbne zbliżały się wielkimi krokami i dziewczyna chciała je zaliczyć najlepiej jak mogła. Wówczas byłaby przygotowana tak jak by oczekiwała na ostatnią klasę, w której to będzie pisać egzaminy decydujące o jej dalszej nauce w collegu.<br />
-..tak więc to jasne, że geny egzystują w chromosomach, a chromosomy składają się z białek i DNA.- pani Beggy prowadziła kolejną lekcję powtórkową z genetyki, chcąc się upewnić, że jej klasa faktycznie to potrafi. Cassie słuchając jej monologu przerywanego pojedynczymi pytaniami do poszczególnych osób, rysowała w zeszycie swój łańcuch DNA. Uzupełniała go zygzakami, paskami i kropkami. Biologia była jej ulubionym przedmiotem, a ten dział opanowała już dawno temu. Szczęściara.- pomyślała Vivianne.- Teraz ma fory u pani Beggy. Pani Beggy była surową kobietą, która kochała uczony przezeń przedmiot i nie tolerowała nieprzygotowania, bądź jakiejkolwiek niedyspozycji związanej z przybyciem, lub przygotowaniem na jej lekcje. Klasa siedziała jak na szpilkach, chociaż wszyscy odczuwali już znużenie ciągłym kuciem rzeczy, które potrafili. Ale jak tu kłócić się ze starszym? Zawsze przecież znajdzie argument, który sprawi, że zamilkniesz. Głos belferki był zakłócany jedynie miarowym tykaniem zegara, który odmierzał czas do ukochanej przerwy. 10, 9, 8..4,3..1. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc i zaczęli zgarniać rzeczy do toreb, lub rąk, żeby zanieść je do szafek. Nauczycielka pokręciła głową z rezygnacją i zasiadła do papierów zalegających na jej biurku. Vivianne wzięła zeszyt z blatu i wyszła z klasy. Nixon dogoniła ją dopiero przy szafkach, na korytarzu.<br />
-Co tak pędzisz, dziewczyno.- wydyszała.<br />
-Miałam nadzieję, że Cie zgubie, zołzo.- pokręciła głową z rezygnacją Vivianne. Jej przyjaciółka zawsze musiała wszystko wiedzieć. I zazwyczaj właśnie tak było. Cassie Nixon skarbnica wiedzy. Niestety, nie tej "właściwej". Vivianne wepchnęła zeszyt do półki i zaczęła ją zamykać.<br />
-Shires, w weekend pójdziesz ze mną na domówkę.- oznajmiła głosem nie znoszącym sprzeciwu.<br />
-Miałam inne plany.<br />
-Nie Vivianne, nie miałaś żadnych planów.<br />
-Zgoda, przejrzałaś mnie.<br />
-Tak więc wszystko powiem Ci w piątek, zarezerwuj czas.- pokazała przyjaciółce język i też wpakowała rzeczy na miejsce. Viv zaśmiała się i odwzajemniła gest, po czym odwróciła się od szafek, tylko po to, żeby zaraz wylądować na nich plecami. Nie zaskoczył jej widok Toma, który odepchnął ją barkiem, aby zrobić sobie miejsce.<br />
-Widzę, że mój widok Cię powala.- parsknął śmiechem. Cass zagotowała się ze złości.<br />
-Spłodzenie Ciebie było chyba jakimś żartem.- powiedziała podniesionym głosem.<br />
-Ty chyba też mnie uwielbiasz, Nixon.<br />
-Marzysz, Camden.<br />
-Nie marnuje nawet czasu na myślenie o takim marginesie społecznym jak Wy, a co dopiero o marzeniu. Śmieszna jesteś.<br />
-A Ty żałosny, tleniony bęcwale.- warknęła. Viv uspokoiła ją gestem dłoni.<br />
-Camden, ograniczony umysłowo psycholu, znajdź sobie inne zajęcie. Dobrze Ci radzę.- Shires nie ustępowała Nixon.<br />
-Milcz, to ja Ci dobrze radzę.- Zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem. Uśmiechnął się wrednie i odszedł, po raz kolejny trącając ją ramieniem.<br />
-Nienawidzę go.- jęknęła Vivianne.<br />
-Nie tylko Ty. Parszywy gnojek.- obie ruszyły do wyjścia. Przeszły przez główne drzwi i ruszyły przez parking, w stronę bramy. Cassie zatrzymała się i zaczęła szukać kluczyków w torebce. Wyciągnęła je w końcu, kiedy obok nich podjechało auto. Od strony kierowcy wysiadł Taksówkarz Vivianne. Czyli miała rację. Podszedł do nich, kiwnął głową i powiedział do Shires:<br />
-Mówiłem.- Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć, a widząc kątem oka minę Cass nie ułatwiało jej to zadania.<br />
-Wiesz, akurat mam podwózkę.- zaczęła, wskazując na samochód blondynki, która stała obok niej. Ta jednak pokręciła głową.<br />
-Będzie lepiej jak Nathan Cię podwiezie. Ja mam zajęte popołudnie. Sorry, Vivianne.- wsiadła do auta i uśmiechnęła się do niej z wyższością. Shires została pozostawiona na pastwę Nathana. Spojrzał na nią z kpiącym uśmiechem.<br />
-Jesteś zdana na moją łaskę i niełaskę.<br />
-I teraz powinnam zacząć drżeć ze strachu? Zapomnij Walker.<br />
-Jeszcze nie dałem Ci do tego powodu. Jeszcze.- puścił jej oko i podszedł do samochodu. Otworzył drzwi i wsiadł do środka, natomiast dziewczyna zajęła miejsce obok. Odpalił silnik i ruszył, od razu dociskając pedał gazu najmocniej jak się dało. Vivianne szeroko otworzyła oczy, ale nic nie powiedziała, tłumiąc w sobie jęk. Nathan jedną ręką prowadził, drugą zaś włączył radio. Na desce rozdzielczej wskazówka prędkości wahała się gdzieś pomiędzy 220, a 240 km/h. Ojciec Shires zawsze jeździł przepisowo, a na szybszą jazdę pozwalał sobie jedynie na pustej szosie, bądź na autostradzie. Spojrzała kątem oka na chłopaka, ale nie dostrzegła prawie nic. Jedynie lekki, prawie niedostrzegalny uśmiech błąkał się po jego twarzy.<br />
-To miałeś na myśli mówiąc, że jestem zdana na Twoją łaskę i niełaskę?- zapytała.<br />
-To, czyli co?<br />
-To, że jedziesz na idiota?- zaśmiał się głośno, ale jednocześnie wszystkie mięśnie na jego rękach się napięły, co nie umknęło uwadze dziewczyny. Nie, żeby je obserwowała, gdzieżby tam.<br />
-Powiedzmy.<br />
-Dobra Walker, czuję się zdana na Twoją łaskę i niełaskę.<br />
-Doskonale o tym wiem Shires.<br />
-Ale nie myśl, że to coś zmienia. Twoja przewaga jest niewielka.<br />
-Zmienia co?<br />
-Coś.- ucięła. Nie była to prawda riposta najwyższych lotów, ale przy nim niezbyt jej one wychodziły, a wymyślenie jakiejś ciętej odpowiedzi często graniczyło z cudem. Teraz znów widziała jego kpiarski uśmieszek, którego już nawet nie ukrywał.<br />
Po paru minutach podjechali pod jej dom. Odpięła pasy i zaczęła wysiadać. Nathan odwrócił się w jej stronę.<br />
-Nie uciekaj. Coś mi się należy za wożenie Cię w te i wewte.<br />
-Nie proszę Cię o to.- teraz ona uśmiechnęła się z wyższością.<br />
-Ale się na to zgadzasz.- Niestety, wygrał. Westchnęła tylko.<br />
-To co mam zrobić?- skrzywiła się. Chłopak z uśmiechem postukał się palcem w policzek.<br />
-Walker, zwariowałeś.- powiedziała przerażona, czym tylko wywołała jego śmiech.<br />
-Nie powiesz mi chyba, że się boisz Vivianne.- odparł, mocno akcentując jej imię. Z rezerwą w oczach i wahaniem na twarzy powoli pochyliła się i złożyła przelotny pocałunek po czym szybko się odsunęła, jakby bojąc się, że ktoś to zobaczy. Od razy wysiadła z samochodu i przetarła usta wierzchem dłoni.<br />
-Nie martw się, Vivianne. Tego nie zmyjesz.- puścił jej oko i odjechał, jak zwykle od razu wyciągając jak największą prędkość. Dziewczyna stała chwilę na podjeździe. <i>Jak do diabła to się stało?</i><br />
<div style="text-align: center;">
<i>~*~</i></div>
<div style="text-align: left;">
Reaktywuję bloga, z czego bardzo się cieszę, bo dopiero teraz do mnie dociera jak bardzo tęskniłam za tą historią. Jednocześnie chcę Was zaprosić na mojego drugiego bloga -> <a href="http://questmyself.blogspot.com/" target="_blank">KLIK</a></div>
<div style="text-align: left;">
Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku! :* :)</div>
</div>
Estherhttp://www.blogger.com/profile/04574258482684431153noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-4306047899071749318.post-13541344430527230922013-07-25T08:27:00.000-07:002013-07-25T14:48:30.408-07:00Rozdział 3<i>Dziewczę biegło lasem. Wymijała żwawo ogromne iglaki, które miejscami rosły tak wysoko i gęsto, że nie widać było nieba. Zakręciła z powrotem na ścieżkę, przyspieszając za każdym razem kiedy usłyszała ryk. Chciała się odwrócić. Jednak za każdym razem ryk ją płoszył, więc odbiegała od tego pomysłu. Dotarła na urwisko. Nagle niespodziewanie z jej własnej piersi wyrwał się przerażający wrzask. Ziemia osypywała się, wiał wiatr. </i>Czas wyrwać się z niewoli.<br />
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Umówiła się z Cassie na dworze w czasie długiej przerwy. Przemierzyła szkołę szybkim krokiem, kierując się do skrzydła południowego. Przepychała się pomiędzy uczniami, torując sobie drogę do wyjścia. Drzwi akurat się domykały, więc prędko złapała róg dłonią, kiedy ktoś docisnął je z drugiej strony przycinając jej przy tym skórę na palcu. Jęknęła z bólu i zdumienia, które sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyła kto za tym stoi.</div>
<div style="text-align: left;">
-Thomas!</div>
<div style="text-align: left;">
-Jakiś problem Shires?- zapytał, a w jego głosie dało się wyczuć sarkazm. Jak zawsze.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ty jesteś problemem Camden.</div>
<div style="text-align: left;">
-Odsuń się ode mnie, bo jeszcze mnie pobrudzisz. Ta koszula kosztowała więcej pieniędzy, niż Twój ojciec może zarobić na miesiąc. Ah, żeby tylko.- warknął. </div>
<div style="text-align: left;">
Rozszerzyła oczy ze złości, po czym wsadziła palce do ust i powoli go wyciągnęła, dokładnie przy tym oblizując. Ktoś widząc ten gest mógłby uznać go za wyzywający i prowokacyjny. W rzeczy samej, taki miał być.</div>
<div style="text-align: left;">
-Uważaj, bo jeszcze zarazisz się prostactwem- syknęła.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ty jesteś jego uosobieniem- splunął na ziemie, uśmiechając się przy tym złośliwie. </div>
<div style="text-align: left;">
-Nienawidzę Cię, Camden.- warknęła.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wzajemnie Shires.- zmierzył ją pogardliwym wzrokiem, a potem poszedł w stronę swoich kolegów, którzy czekali pod wejściem do szkoły. Vivianne zaś ruszyła do miejsca, w którym umówiła się z Cass.</div>
<div style="text-align: left;">
-Shires, ile można czekać?-zaczęła, ale kiedy zobaczyła wyraz twarzy dziewczyny zaniechała tego.-Co się stało?</div>
<div style="text-align: left;">
-Tleniony idiota, pieprzony arystokrata..- wymamrotała pod nosem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Camden?- zaśmiała się Nixon.</div>
<div style="text-align: left;">
-A któż by inny?- pokręciła głową, odpowiadając pytaniem na pytanie. Właściwie to nie pamiętała od kiedy się nienawidzili. Nie był to ani jej zdeklarowany wróg od początku, ani dawny znajomek. Ba. Nie pamiętała nawet kiedy się poznali. Jak widać, nie był to moment godny zapamiętania. Jednak kiedy zna się osobę jego pokroju nie sposób ją polubić, chyba, że zależy Ci na awansie społecznym, lub wybiciu się wśród towarzystwa. Typowa sprawa. Szkoła, dziewczyna i jej przyjaciółka, i gdzieś tam na końcu znielubiana osoba. Norma.</div>
<div style="text-align: left;">
Dzwonek zadzwonił zwiastując koniec przerwy.</div>
<div style="text-align: left;">
-A to drań! Przez tą zaczepkę, czysto w jego stylu, straciłyśmy nasz wspólny czas na dzisiaj.- jęknęła Cassie rzucając niedopałek na chodnik i przydeptując go obcasem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Porachuję kości temu burżujowi.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie rzucaj słów na wiatr, Viv.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zamilcz.-warknęła, co Cass skwitowała parsknięciem. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Zmęczona Viv zebrała rzeczy do ręki z blatu stołu w klasie. Kolejny dzień taki jak inne. Dodatkowo jej humor został znacznie nadpsuty przez Thoma, który zapewne zabiłby się, gdyby skoczył z poziomu swojego ego na poziom swojego IQ. Pokręciła głową na samo wspomnienie zdarzenia.</div>
<div style="text-align: left;">
Nixon skończyła dzisiaj szybciej lekcje, a dodatkowo jej matka zwolniła ją z ostatnich lekcji, z powodu rodzinnego bankietu. "Nie ma czego zazdrościć. Viv- mówiła - zapewne po przygotowaniach popołudniowych, spędzę cały wieczór siedząc przy stole popijając poncz, zabawiając gości i odpisując na Twoje smsy pod stołem". Mimo wszystko, zawsze lepiej pomęczyć się z rodziną, niżeli cierpieć katusze na lekcjach angielskiego z profesorem Sprousem. Wyrwało jej się westchnienie, kiedy pomyślała, że to on przez najbliższy miesiąc będzie zastępował ich nauczyciela, pana Codiego. Odłożyła książki do szafki i przeszła przez Główne Drzwi. Kierowała się w stronę bramy, kiedy obok niej podjechał samochód.</div>
<div style="text-align: left;">
-Hej Vivianne.- zawołał Nathan.- Może Cię podwiozę?- zapytał.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie trzeba, naprawdę.-przechyliła głowę.</div>
<div style="text-align: left;">
-Żaden problem. Poważnie.</div>
<div style="text-align: left;">
-No nie wiem..-Wahała się. Połowa sukcesu.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dasz się podwieźć, albo będę Cię musiał porwać.-miała już odpowiedzieć, kiedy ją uprzedził.- widzę, że się ciągle wahasz, obie opcję są kuszące?- zapytał, a ona wybuchnęła śmiechem. Pokręciła głową i wsiadła do auta na miejsce pasażera. "Wygrał" pomyślała. "Wygrałem" pomyślał.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Podrzucił ją pod jej dom. Podniosła torbę z ziemi.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dziękuje za podwiezienie.- uśmiechnęła się.</div>
<div style="text-align: left;">
-Mówiłem Ci, że nie ma sprawy.- odparł, po czym zapytał niespodziewanie.- Miałabyś kiedyś czas?- Prawdę mówiąc pierwsza myślą, jaka przyszła do głowy Vivianne brzmiała "Cassie Nixon zawsze czuję, kiedy coś jest grane". Dopiero po tym rozważyła propozycję.</div>
<div style="text-align: left;">
-Kiedyś na pewno.- uśmiechnęła się zawadiacko.</div>
<div style="text-align: left;">
-Obym zdążył przed śmiercią.- zaśmiał się. "Wygrała" pomyślał. "Wygrałam" pomyślała.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Z ogromnej jadalni dobiegały śmiechy i odgłosy rozmów. Pomieszczenie miało wysoki sufit i całe było urządzone w kolorach beżu, bieli oraz odcieni wanilii i ecru. Na środku pokoju stał długi stół ze szklanym blatem i drewnianymi nogami z drewna różanego, który był teraz przykryty eleganckim obrusem. Dokładnie nad stołem wysiał mały kryształowy żyrandol. Goście rozmawiali z domownikami co chwila racząc się ponczem, winem, rocznik 1987, a także potrawami przygotowanymi przez panią domu. Każde danie było sowicie nagradzane pomrukami zadowolenia w czasie konsumpcji i słowami pochwały, które mile łechtały ego gospodyni. Córka przyjmujących siedziała przy stole i popijała z kieliszka napój. Rozmawiała z kuzynami, których nie widziała od Dnia Niepodległości. Ich rodzina co roku w 4 lipca oraz inne ważne święta spotykała się wspólnie na uroczystym obiedzie, raz u jednych, raz u drugich, na dworze lub w środku, w zależności od pory roku, a dodatkowo widywali się na rodzinnych bankietach. Młoda potakiwała teraz głową rozmawiając z kuzynem Willem. Telefon, który znajdował się w kieszeni jej spodni za wibrował informując o nowej wiadomości. Przeprosiła na chwilę obecnych i wyszła szybko do przedpokoju, gdzie odebrała smsa:<br />
<i>"Cassie Nixon nudzi się na bankiecie. Czy nie wypiłaś zbyt dużo ponczu? Uważaj na północne wiatry i zawrotną prędkość".</i><br />
Zdziwiona wpatrywała się w ekran. Numer, z którego wysłano wiadomość był ukryty, więc nie mogła go porównać z żadnym z listy kontaktów. Schowała telefon z powrotem do kieszeni i wróciła do reszty.<br />
<br />
Ojciec Vivianne wrócił do domu późnym wieczorem. Wszedł do kuchni i zaparzył sobie herbaty. Wykonał w między czasie dwa służbowe telefony i odłożył komórkę.<br />
-Witaj Vivianne. Jak Ci minął dzień?<br />
-Dobrze tato.- odpowiedziała.- dzień jak co dzień.- pokiwał energicznie głową.<br />
-Mnie też dobrze. Mnie też.- uśmiechnął się. Na tym skończyła się ich rozmowa, bo kolejny telefon odwrócił uwagę pana Shires od córki. Wzruszyła ramionami i poszła do salonu. Usiadła na kanapie i oglądała telewizje. Tak upłynął jej wieczór i, o dziwo nie zaliczyła go do bardziej udanych. Próbowała się skontaktować z Cassie, ale nie odbierała telefonu, więc zrezygnowała z dalszych prób.<br />
Rano obudził ją wiatr wyjący za oknem i wprawiający w ruch gałązki brzozy, które raz po raz szurały po oknie. Roztargniona usiadła na łóżku i tępo wpatrywała się w okno. Piątek. Tak więc nie musi wstawać. Z powrotem położyła głowę na miękkiej poduszce. Kręciło się jej w głowie, więc wstawanie odłożyła na potem. Bardzo potem. Kiedy bardzo potem minęło wstała i ubrała ciuchy, przeznaczone na noszenie po domu. Zeszła na dół i wyjrzała za okno. Wiatr wiał po pustym polu, niebo przybrało barwę wypranego błękitu, gdzieniegdzie upstrzone białymi obłoczkami. O tej porze roku słońce dzień w dzień walczyło z chmurami o dominację na niebie, i coraz częściej przegrywało. Z każdym dniem promienie stawał się coraz słabsze i bledsze, nie grzały już tak, jak wcześniej. Dzisiaj nieśmiało wyglądały i przypominały o swojej obecności. Vivianne miała nadzieję, że dzisiaj wyjdą zwycięsko z tego boju. Koło południa, kiedy gdzieś tam u góry, poza granicami planety, ogromna ognista kula zaparła się w swym żarze, a blady nieboskłon postanowiło na chwilę usunąć się w cień, łagodne promyczki musnęły skórę mieszkańców miasta. Shires wyszła z domu i położyła się w polu rozkoszując ostatnimi jesiennymi dniami. Niewiele trzeba do pełnego relaksu. Po raz kolejny wykręciła numer Cassie i kiedy usłyszała jej głos jęknęła.<br />
-Cass, do czego Ci telefon skoro nawet go nie odbierasz?<br />
-Kiedy zabawiasz rodzinę Nixon, uwierz mi, nie śmiesz odbierać telefonów. A pod czujnym okiem moich rodziców jest to wręcz samobójstwo.<br />
-Rozumiem, głęboko Ci współczuję, ale sądzę, że sms załatwiły wszystko.<br />
-Nie miałam czasu.<br />
-Powiedzmy, że Ci wierze.<br />
-Powiedzmy, że czuję się tym uradowana.<br />
-Świetnie. Właśnie leże w polu, mój tata pojechał w delegacje, po raz drugi w tym miesiącu pozwolę sobie wtrącić, a ja nudzę się niemiłosiernie. Czy potrafisz na to zaradzić?<br />
-Chciałabym. Goście dzisiaj już jadą, więc po południu będę u Ciebie i coś wymyślimy.<br />
-Zgoda. Trzymaj się i.. uważaj na siebie.- rozłączyła się.<br />
<br />
Po drugiej stronie Cassie odsunęła telefon od ucha, spojrzała na wyświetlacz i zastanawiała się ile jeszcze będzie musiała spędzić czasu z gośćmi. Odłożyła telefon na blat kuchenny i dopiła kawę z kubka. Jej mama właśnie mieszała zupę w garnku. Młoda nie miała pojęcia po co takie ilości jedzenia, skoro wczoraj zjedli ledwo połowę z tego co naważyła. Pani Nixon dorzuciła szczyptę soli do wywaru i ponownie zamieszała.<br />
-Wybierasz się do Vivianne?- zapytała.<br />
-Owszem. Jak pojadą goście.-odparła.<br />
-No dobrze. Choć nie wiem czy powinnaś. Czy wiesz, że dzisi..- zaczęła coś mówić, ale Cassie przestała jej słuchać. Kiedy matka zaczynała się nakręcać ciężko było na niej skupić uwagę. Nastolatka powoli się podniosła i po cichu wycofała z kuchni zostawiając tam rodzicielkę mówiącą, teraz już do siebie. Wbiegła, najdelikatniej jak potrafiła po schodach i zamknęła się w swoim pokoju. Położyła się na łóżku przewieszając nogi przez ramę łóżka. Wiatr za oknem delikatnie poruszał liście na gałęziach pobliskich drzew. Dziewczyna podeszła do okna, otwarła je i wychyliła głowę. Czas wracać.<br />
Zeszła na dół, udając, że cały czas tam była.<br />
-Hej Cassie, chodź do nas!- zawołał jej wujek, brat ojca. Podeszła więc do nich.- Napij się z nami, dzieckiem już przecież nie jesteś od dawna.- poruszył brwiami i roześmiał się, jakby powiedział niesamowicie zabawny dowcip. Młoda usiadła koło niego na fotelu i również się uśmiechnęła. Lubiła go. Wiecznie pogodny, a przynajmniej w towarzystwie rodziny. Nie pozwalał, żeby trudy codzienności przesiąknęły rodzinną atmosferę. Podał jej kieliszek ponczu. Dziewczyna wzięła go do ręki i upiła łyk. Cassie Nixon, rozważnie..<br />
<br />
Minęła godzina szesnasta trzydzieści i małżeństwo wraz z dziećmi wsiadło do samochodu po uprzednim pożegnaniu się z rodziną i odjechali. Cassie wbiegła do pokoju przebrać się i zabrać torebkę. Wrzuciła do niej telefon, klucze do domu i aspirynę. Potem zbiegła na dół wołając, że jedzie do Vivianne i trzasnęła drzwiami nie czekając na jakikolwiek odzew ze strony rodziców. Mama coś za nią wołała, ale ona siedziała już w samochodzie i odpalała go. Ruszyła zaraz po tym. Auto nie przejechałoby przez polną ścieżkę, więc skierowała się na główną drogę. Pojazd gładko sunął po jezdni, a na drugim pasie co jakiś czas przejeżdżał samochód. Po jakimś czasie wjeżdżała na zakręt, kiedy jakiś kierowca postanowił ją tam wyminąć i dociskając pedał gazu do końca wyprzedził, zmuszając ją do gwałtownego skręcenia w bok. Rzucając za nim nawiązką przekleństw z powrotem przyspieszyła. Wiatr omiótł samochód.<br />
<br />
-Z północy naciągają silne wiatry, prosimy o zachowanie ostrożności kierowców oraz wszystkich wyruszających w lasy, bądź w góry. Chmury naciągają z granic Kanady i będą się rozciągać w naszym kierunku i według metrologów powinny ustąpić i przenieść się na południe już jutro. Dziękuje za uwagę i zapraszam na jutrzejsze wiadomości.- prezenterka uśmiechnęła się do kamery, a obraz po chwili zmienił się ukazując reklamy. Megan Nixon mocniej ścisnęła nóżkę kieliszka.</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Trzeci rozdział, tym razem zebrałam się w sobie i napisałam go zadziwiająco szybko ;d</div>
<div style="text-align: left;">
Wena dopisuję, więc mam nadzieję, że kolejny pojawi się równie prędko.</div>
<div style="text-align: left;">
Do napisania:>> </div>
</div>
Estherhttp://www.blogger.com/profile/04574258482684431153noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4306047899071749318.post-18025113812805637412013-07-14T06:16:00.002-07:002013-07-25T14:45:32.149-07:00Rozdział 2 Jesienno-zimowa pogoda sprawiła, że lekcje i dni w szkole z jednej strony się dłużyły i ciągnęły w nieskończoność, z drugiej zaś, gdyby spróbować je sobie przypomnieć wszystkie zdawały się być takie same – krótkie i ulotne, tak nietrwałe jak płatek śniegu, który spada zachwycając kształtem i bielą, by już po chwili stopnieć i odejść w niepamięć. Vivianne cały tydzień chodziła do szkoły, uczestniczyła we wszystkich lekcjach, ale sprawowała jedynie funkcje ‘dekoracyjną’. W końcu, gdy ilość dni dzieląca uczniów od weekendu skurczyła się do jednego, dało się wyczuć atmosferę napięcia i wyczekiwania. Dziewczyna wraz z Cassie umówiła się na sobotnie wędrówki po lesie porastającym okolice. Jako, że pogoda zapowiadała się naprawdę obiecująca jak na tą porę roku, obie czekały z utęsknieniem na ostatni dzwonek, by móc się przygotować i wcielić ich plany w życie. Z chwilą, w której rozdzwonił się ten obiecujący dźwięk, w jednym momencie cała klasa poderwała się z krzeseł i ruszyła do wyjścia nie czekając na pozwolenie nauczyciela. Nastolatki z nagłą werwą wybiegły ze szkoły i śmiejąc się ruszyły przed siebie.<br />
<br />
-Dobrze Viv. Szykuj torbę, rzeczy, jutro wybieramy się na wycieczkę. Ach, już czuję świeże, górskie powietrze, morską bryzę..-rozmarzyła się Cass. <br />
-Możesz na mnie liczyć! Bądź po mnie jutro z rana. W sumie Taty nie ma, więc mogę wrócić o dowolnej godzinie. <br />
-Świetnie. Będę po Ciebie koło 6 rano, więc bądź gotowa.- obie rozeszły się, każda w swoją stronę. Cassie szła wzdłuż szosy, w kierunku swojego domu. Jednak, gdy zbliżyła się do drogi, prowadzącej bezpośrednio do domu, nie skręciła tam, tylko poszła dalej, ścieżką w stronę lasu. Doszła na polanę. Światło przebijało się przez gałęzie rozłożystych dębów. Stała tam chwilę w cieniu jednego z nich, spoglądając na drugi koniec łąki. Czarny motyl przysiadł jej na ramieniu.<br />
<br />
Orzeźwiający wiatr wiał Vivianne w twarz, kiedy wracała do domu. Rozwiewał jej kosmyki włosów. Dziewczyna przymknęła lekko oczy i rozkoszowała się uczuciem, jakie powodowało delikatne smaganie popołudniowego zefiru po twarzy. Młoda rozchyliła powieki i przyspieszyła kroku. Skręciła w prawo i zaczęła iść poboczem pola. Wysoka trawa powiewała na wietrze, poruszając się na boki. Obłoki na niebie przesuwały się jeden za drugim. Chłodna barwa błękitu spowiła firmament. Viv zobaczyła w oddali ganek swojego domu i ostatni odcinek dzielący ją od niego pokonała szybkim truchtem. Weszła do środka i przebrała się w domowe ubrania, po czym nalała sobie kawy do kubka i wyszła na taras, gdzie wypiła go. Czuła jak fala gorąca rochodzi się po przełyku, z niego spływała w dół, pozostawiając miłe uczucie rozgrzania. W okół, na przekór tego co odczuwała środku wiał chłodny wietrzyk, który tworzył równowagę, miedzy jej wnętrzem.<br />
<br />
Budzik zadzwonił wcześnie rano. Vivianne wstała z łóżka, jednak nie tak, jak robiła to na co dzień, w tygodniu szkolnym. Tego poranka dziewczyna wstała od razu, kiedy usłyszała pierwszy dzwonek. Czuła energię. Przeszła do łazienki i weszła pod prysznic. Odkręciła kurek i poczuła jak zimne igiełki zaczęły spadać na jej ciało. Wbijały się przy karku, po czym spływały w dół, po plecach, przez nogi, by rozmyć się w kałuży, która tworzyła się na dnie brodziku. Czuła się jeszcze bardziej, o ile to możliwe rozbudzona. Wyszła z kabiny i złapała za ręcznik wiszący na wieszaku obok. Wytarła dokładnie ciało, po czym ubrała spodnie typu rurki, które w rzeczywistości i krojem i kolorem przypominały bojówki, tylko zwężone nogawki odróżniały je od nich. Na górę czarną koszulkę na ramiączkach. Rozczesała włosy, a następnie zeszła na dół, do kuchni. Wypiła tradycyjnie kubek herbaty, a potem czekała tam do przyjścia przyjaciółki. Po upływie parunastu minut dało się słyszeć pukanie do drzwi.<br />
<br />
-Hej-powiedziała Cassie, kiedy weszła do środka-gotowa do wyjścia?<br />
-Oczywiście- powiedziała druga dziewczyna, zabierając mały plecak ze sobą. Wyszły z tyłu domu i ruszyły polem. Po ponad 20 minutowym marszu dotarły na skraj lasu, skąd ruszył w górę wzdłuż drzew. Początkowo ścieżka wiodła prosto, bez wzniesień.<br />
-Zdecydowanie kocham chodzić po lasach.-westchnęła Cassie, przymykając oczy.<br />
-Ja też. Kiedyś chodziliśmy z tatą.. dawniej.<br />
-Moi rodzice nigdy ze mną nie chodzili. Zabierali mnie do Parków Rozrywki. Kiedyś tata zabrał mnie do Tunelu Strachu.. Już nigdy nie wróciłam tam z powrotem.-zachichotała pod nosem.-Naprawdę, boję się ich strasznie.<br />
-Ja się boję głębin. Jak jeszcze była mama to pojechaliśmy całą trójką nad morze. Daleko, jechaliśmy całą noc i dojechaliśmy nad rankiem. Rodzice od razu poszli do łózek, ale ja byłam tak bardzo podekscytowana, że nie mogłam zasnąć, więc wymknęłam się i poszłam na plaże, tuż za naszym tarasem. Leżałam na piasku, machałam ramionami, jak w śniegu i szukałam muszelek. Robiłam tak co ranek. Po paru dniach poszliśmy z tatą do zatoki, popływać. Wskoczyłam do wody, a kiedy zanurzyłem się pod nią, falą przytrzymała mnie chwilę za długo. Tata zanosił mnie do apartamentu, a mama przytulała, bo byłam tak przerażona.-pokręciła głową.- Od tej pory czuję panikę, gdy znajduję się zbyt długo pod wodą. Z przyzwyczajenia.-pięły się wydeptaną ścieżką dyskutując zawzięcie.<br />
-Ostatnio, za każdym razem, gdy siedziałyśmy na stołówce, Nathan lustrował Cię wzrokiem. Powiesz mi co to znaczy?-zapytała zaintrygowana Cassie.<br />
-Sama chciałabym wiedzieć. Jest jakiś.. dziwny ostatnio. Nie wiem, może coś zrobiłam, ktoś mu coś powiedział? Powiedziałabym Ci, gdybym tylko wiedziała.-pokręciła głową Vivianne. Zamilkły i skupiły się na marszu. Ścieżka w tym miejscu zaczynała iść coraz ostrzej w górę. Wysokie iglaki wznosiły się hen daleko, w niebo, tworząc szmaragdową ścianę. Z góry prześwitywało błękitne niebo zasiane szarymi chmurami, z jasno granatowymi akcentami. Typowa jesienno-zimowa sceneria dla tutejszych terenów.<br />
W dali dało się słyszeć szum wartkiego strumyka. Przebrnęły przez wysokie krzewy porastające go z obu stron i skutecznie go zasłaniające. Budowa brzegu oparta była na skałach, która był również porozrzucane po całym nurcie, jedne większe, inne zupełnie małe. Przeskakiwały przez nie, popiskując za każdym razem, gdy noga im się ześlizgiwała. Przeszły na drugą stronę i ponownie zagłębił się w las. Brązowe pnie drzew tworzyły przepastny labirynt. Szum wody powoli cichł, pod nogami chrzęszczały im deptane gałązki, igły, które spadły z drzew wbijały się w podeszwy butów, a zapach świerków przesiąkał ubrania. Obie dziewczyny szły z uśmiechami jakie może wywołać jedynie porządna dawka ruchu i zmęczenie.<br />
-Jedyne czego teraz potrzebuję do szczęścia to kubka kawy. Gorącej, czarnej niczym smoła, gorącej jak piekło i słodkiej dawki kofeiny.-rozmarzyła się Cassie.- Kiedyś polecimy do Turcji. Najpierw samolotem, a potem przez Azję stopem. Kiedy dojedziemy na miejsce pierwsze co zrobimy to wypijemy najmocniejszej kawy jaka dane Ci było wypić. Pierwsze wrażenie, po ujrzeniu tej dawki, było godne oczekiwania po turystce. Zastanawiałam się jak filiżanka wielkości naparstka może mieścić rzekomo diabelsko silny napój.<br />
-Ach, pozory. Ile to razy mogą zwieść..-pokręciła głową Vivianne.<br />
-Wiesz coś o tym?<br />
-To znaczy?<br />
-Kiedy doświadczyłaś talentu pozorów do zwodzenia?<br />
-Każdy doświadczył, nie raz, nie dwa. Przyznaj, ile razy widząc bezdomnego, pomyślałaś: "nie dbał o naukę, roztrwonił majątek na trunki", albo słuchając wiadomości o napadzie na białego człowieka wywnioskowałaś, że to ciemnoskóry. Bo dzielnica, bo otoczenie.. Chyba codziennie się z nimi zmagamy. To chore. To wszystko chore.<br />
-Chory jest ten świat.<br />
-Chory.<br />
<br />
Wiatr powiewał delikatnie. Drzewa zaczęły się przerzedzać, aż w końcu Vivianne i Cassie wyłoniły się z lasu. Rzeka płynęła tu powoli, spokojnie, nurt nie gnał w dół, tylko prosto, powierzchnia się wyrównała. Trawa porastająca las ustąpiła miejsca kamieniom, z których usypany był brzeg. Rozłożyły na nich matę i usiadły na niej. Cassie położyła się na plecach, zamknęła oczy i wypuściła powietrze z płuc z głośnym westchnięciem. Vivianne wepchnęła skarpetki do obuwia, zrzuciła bluze i podciągnęła nogawki do kolan. Wbiegła szybko do wody, chlapiąc na boki. Druga dziewczyna dołączyła do niej, gdy poczuła na ciele krople. Zaczęły się ochlapywać, aż w pewnym momencie Vivanne zachwiała się i runęła jak długa do wody zanurzając się cała. Wynurzyła się, nabierając świszcząco powietrza. Cassie podała jej rękę, mrucząc pod nosem: "ofiara". Vivianne parskając, nito ze śmiechu, nito z zimna pobiegła na matę i opatuliła się kurtką.<br />
-Viv, mam nadzieję, że wzięłaś ubrania na zmianę, na wypadek deszczu. Cóż, prawie trafiłam.<br />
-Tym razem nie zapomniałam. Całe szczęście.<br />
-Lepiej dla Ciebie, że to zrobiłaś.-Pokiwała głową. Zza burych chmur przebiły się delikatne promienie słońca, zmuszając do zmrużenia oczu. Jednakże nie na tyle silnych, żeby osuszyć choć odrobinę przemokniętą dziewczynę. Podniosła się z ziemi, ściągnęła z siebie koszulkę, spodnie i włożyła je do reklamówki, zostając w samej bieliźnie. Nachyliła się do plecaka w poszukiwaniu zmiennej odzieży. Po kręgosłupie spłynęła jej kropla wody. Taka sama skapnęła z czoła na ziemie.<br />
-Ubieraj się szybko, Viv. Nie chcę Cię potem odwiedzać w szpitalu.-wspomniana udała, że gromi ją wzrokiem, ubierając przy tym suche spodnie.-Nie wiem, to spojrzenie miało zabijać? Równie dobrze mogłaś pokazać mi język, dziewczynko.-mrugnęła do niej porozumiewawczo. Z powrotem się położyły.<br />
-Tak, czuję, że żyję.<br />
-Trochę wody, wiatru i chłodu i zaczynam doceniać zdrowie.-parsknęła Viv.<br />
-Masz szczęście, że spakowałaś zmiennie rzeczy, gapo.-pokręciła głową Cassie. Podniosła się i wyciagnęła z plecaka paczkę papierosów.<br />
-Chyba nie zamierzasz teraz tego palić?<br />
-Nie, będę tym żonglować.<br />
-Bardzo śmieszne.<br />
-Nie na darmo mam przydomek Śmieszna Cassie.<br />
-Oryginalnie. Długo nad tym myślałaś?<br />
-Prawdę mówiąc nie.<br />
-Zdolniacha.<br />
Cassie wyciągnęła papierosa z paczki, włożyła go do ust, po czym podpaliła końcówkę zapalniczką, która buchnęła płomykiem ognia z cichym syknięciem. Zaciągnęła się głęboko i wypuściła z buzi dym, uśmiechając się przy tym błogo.<br />
-Teraz mogę umierać.-wymamrotała.<br />
-Fakt, pal jeszcze parę lat, a na pewno stanie się to niebawem.<br />
-Viv, daj spokój. Tak, czy tak, kiedyś umrę. Szybciej, czy później.. Nie zmienia to faktu, że to się stanie.<br />
-Więcej takich mądrości życiowych, Nixon, a zacznę je sobie zapisywać.<br />
-Myśl pierwsza, notuj: Vivianne Shires panikuje bez względu na sytuację.<br />
-Powinien się tam znajdować też dopisek: Cassie Nixon kusi los, bez powodu, dla zabawy.<br />
-Tak, to mi się podoba! Chyba sama sobie to zapiszę.<br />
-Żebyś chociaż wyciagnęła jakieś wnioski...<br />
-Milcz, Shires.-wypuściła dym z ust, tworząc z niego kółko. Viv mrucząc coś pod nosem powrzucała rzeczy do plecaka.<br />
<br />
Po godzinnej przerwie szły dalej, aż w końcu dotarły na klif. Teren tutaj nie był osłonięty przez drzewa, więc orzeźwiający, morski wiatr wiał, rozwiewając włosy dziewczyn. Gęsta, zielona trawa porastała całą powierzchnie gruntu, na którym stały. Gdzie niegdzie rosły polne kwiatki. Usiadły na brzegu skały i opuściły nogi. W wodzie, na dole tworzyły się fale, które raz po raz wzbijały się o ścianę klifu, rozpryskując krople na boki i obmywając skały, pozostawiając na nich morska pianę, która po chwili znikała. Morska bryza owiewały ciała Cassie i Vivianne.<br />
-Widok zapiera mi dech w piersiach!-Viv przekrzykiwała wiatr.<br />
-Z ust mi to wyjęłaś!-Zaśmiała się Cassie. Wydobyła paczkę papierosów i mimo gromów ciskanych z oczu Vivianne wydobyła fajkę. Podpaliła końcówkę i zaciągnęła się łapczywie. Wydmuchała dym wprost w twarz towarzyszki przyprawiając ją tym o atak kaszlu.<br />
-To, że zatruwasz siebie, to jedno, ale żeby mnie?!-krzyknęła oburzona, po czym zabrała przyjaciółce papierosa z buzi, i nim tamta zdążyła zareagować cisnęła nim w przepaść, wprost do morza.<br />
-Vivianne, jak możesz?!<br />
-O tak, po prostu.-roześmiała się w odpowiedzi.<br />
-Pożałujesz.-pokręciła głową w odpowiedzi.<br />
<br />
Mięśnie nóg maksymalnie napięte, po wielogodzinnej wędrówce przyzwyczaił się już do tępa narzuconego przez Cassie, więc Viv chcąc dotrzymać jej kroku, nie mogła się obijać. Wyłoniły się z lasu i zadowolone maszerowały drogą powrotną. Przechodziły akurat przez drogę, która prowadziła do wyjścia z lasu, kiedy obok nich przemknęło sportowe auto. Zatrzymało się parę metrów przed nimi, a gdy szyba zjechała na dół, zobaczyły Nathana.<br />
-Podwieźć Was dziewczęta?-obie spojrzały na siebie pytającym wzrokiem.<br />
-Nie trzeba, przejdziemy się.-odpowiedziała Vivianne. Cassie uśmiechnęła się przepraszająco i obie ruszyły w stronę domu.<br />
<br />
Rozstały się tam gdzie zwykle. Nixon ruszyła w stronę swojego domu, a Vivianne swojego. Przeszła ulicę, którą z jednej strony porastał las, a z drugiej pola. Przeszła koło drogi prowadzącej do lasu i dotarłą na swoją posesję. Kiedy zamknęła drzwi domu z cienia wyjechał samochód. Brunet siedzący w środku patrzył jeszcze chwilę w miejsce, gdzie przed chwilą stała Shires, po czym odjechał szybko, jakby go nigdy nie było. Może faktycznie go nie było?<br />
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div>
Jest i drugi rozdział:) Może odrobinę za krótki, ale następnym razem postaram się o dłuższy. Oraz, żeby pojawił się szybciej :></div>
<div>
Zapraszam również na mojego drugiego bloga: <a href="http://questmyself.blogspot.com/" target="_blank">Quest Myself~</a></div>
<div>
Do napisanie :></div>
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ;)
Estherhttp://www.blogger.com/profile/04574258482684431153noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4306047899071749318.post-1997480859874759432013-05-14T11:55:00.002-07:002013-05-14T12:05:59.013-07:00Rozdział 1 <span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><i>Spokojnie Viv. Już.<span class="apple-converted-space"> </span></i>Przymyka oczy.<span class="apple-converted-space"><i> </i></span><i>Jedynie ten pocałunek..
Wciąż czuje mrowienie na szyi w Tamtym miejscu. Tak delikatne jak muśnięcie
skrzydeł motyla. </i></span><br />
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Trzy godziny później dziewczyna była
już na nogach, w łazience na piętrze, tym samym, gdzie znajdowała się również
jej sypialnia. Rozczesała włosy, a po chwili zmierzwiła je ręką, bo w lekkim
nieładzie wyglądały lepiej. Następnie poszła do swojego pokoju i otworzyła
szafę wyciągając z niej czarne, skórzane legg</span><span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">insy, podkoszulek tego samego
koloru na ramiączkach oraz bordowy sweter, nieco dłuższy z tyłu. Podniosła
torbę z ziemi i zeszła na dół. Wzięła do rąk kubek herbaty. Piła powoli
przeglądając jednocześnie poranną gazetę, która spoczywała na stole, w kuchni.
Przeleciała wzrokiem po nagłówkach, ale żaden nie wydał jej się wystarczająco
interesujący, aby poświęcić mu więcej czasu na przeczytanie. Wstała, włożyła
oficerki, płaszczyk i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Do szkoły miała
dosyć daleko. Jako, że mieszkała na obrzeżach miasta, w starym domu, przy
lesie, musiała przejść ścieżkę wzdłuż innych domów, które znajdowały się
nieopodal jej działki, następnie iść ulicą, i po paru minutach dotarłaby na
przystanek. Vivianne jednak zazwyczaj szła w przeciwną stronę, niż opisana
powyżej. Podążała przez pole, gdzie wychodziła na szosie, znacznie bliżej
szkoły, niż poprzednia. Czekała tego poranka niecałą minutę, gdy podjechał
szkolny autobus. Wsiadła do środka i zajęła miejsce pod oknem. Zazwyczaj
dziewczyna ruszyłaby piechotą do placówki, ale pogoda i niewyspanie sprawiły,
że wybrała odmienny 'środek lokomocji' niż nogi. Wpatrywała się w niebo,
którego kolor, coś pomiędzy lekki błękitem, a popielatym, zapowiadał zbliżający
się deszcz, a w ostateczności mżawkę. Szarawe chmury powoli przesuwały się po
niebie, nie dając szansy na przebicie się maleńkim, porannym promieniom słońca,
które toczyły walkę z obłokami. Niestety, nie dane im było wygrać w tym dniu.
Dziewczyna uważała, że ma szczęście mieszkać w takiej okolicy. W takim mieście.
Samo miasteczko nie było może imponujących rozmiarów, jednakże było zupełnie
wystarczające dla mieszkańców, mające wszystkie sklepy, kina oraz inne ośrodki,
do których można było się udać, albo z powodu zainteresowań, albo dla zabicia
czasu. Przestronne lasy porastające okolice, oraz szosę z obu stron, ciągnącą
się dziesiątkami, a nawet setkami kilometrów, tworzące tak pospolity
widok dla amerykańskich krajobrazów. Miejscowość poczynając na górach
znajdujących się za miastem, gęsto zalesionych, pełnych dzikiej zwierzyny, przez
wartkie strumyki, a kończąc na spienionych falach zimnego morza o tej porze
roku, rozbijających się o strome ściany klifów była niesamowitym miejscem, w
którym chciało się spędzić choć parę chwil. Samochód zatrzymał się na
przystanku koło liceum. Nastolatka wysiadła z niego i przeszła przez
dziedziniec w kierunku południowych skrzydeł. Przed nimi czekała już na nią
Cassie. Była mieszkanką miasta dopiero od 2 lat. Vivianne podeszła do niej i dziewczyny
przywitały się.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-Spóźniłaś się <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">- Ah, jak zwykle czepiasz się wszystkiego,
Cass-roześmiała się Viv. Cassie była specyficzną osobą. Szczerą. Zawsze mówiła
co miała na myśli. No, prawie zawsze. Jeśli ktoś ją czymś zdenerwował to nie
szczędziła słów. Poza tymi, niekoniecznie pozytywnymi cechami, a przynajmniej
sposób w jaki je wykorzystywała nie wskazywał na ich pożytek, była ona
niezwykle sympatyczna. Potrafiła zarazić uśmiechem. Niesamowicie delikatnym i
subtelnym. Obie dziewczyny ruszyły do południowych skrzydeł. Z chwilą, gdy je
otwarły dała się słyszeć fala krzyków, wrzasków oraz wszelakich innych
dźwięków, jakie mogli wydawać jedynie uczniowie gimnazjum i liceum w czasie
przerwy. Chwile jeszcze rozmawiały, a gdy usłyszały dzwonek zwiastujący początek
pierwszej lekcji, każda udała się w swoim kierunku, poprzednio umawiając się na
następną przerwę w głównym holu. Jako, że obie dziewczyny miały różne fakultety
ich wspólna lekcja miała odbyć się dopiero po 9. Vivianne weszła do Sali numer
112 i szybko zajęła miejsce pod oknem, chwilę przed tym, jak Pani Roothson
zaczęła sprawdzać obecność. W takie poranki jak ten nikt nie potrafił się
skupić i myślami błądził gdzie indziej. Jak najdalej od spraw związanych ze
szkołą, nauką i tym podobnymi. Na samym początku była geografia, która szybko
dobiegła końca. Vivianne zupełnie nieświadoma tego o czym była lekcja,
poderwała się z miejsca i wyleciała z klasy z telefonem w dłoni, pisząc do
Cassie na temat ‘niesamowicie ważnej sprawy’, która najwidoczniej nie mogła
poczekać do ich spotkania na głównym korytarzu, od którego dzieliło ją chwile
drogi. Idąc tak zapatrzona w ekran komórki, wpadła na kogoś, trącając go
ramieniem i wypuszczając książkę od biologii, którą trzymała w ręce. Podniosła
ją, a następnie spojrzała w górę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-Wybacz, tak pędziłaś, że nie zdążyłem Cię
wyminąć- rzekł Nathan, patrząc jej prosto w oczy.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-Nie ma sprawy..- odrzekła Viv i puściła oko.
Odeszła szybko kierując się w stronę Cassie, która już czekała na nią w umówionym
miejscu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-Co tak długo Panno z Mokrą Głową?-zażartowała
przyjaciółka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-Ah, Ty niecierpliwa-zaśmiała się Viv.-wpadłam
na Nathana- odrzekła, po czym
opowiedziała jej całe zajście. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-No tak, typowe. Zawsze musisz coś ze sobą
zrobić- uśmiechnęła się, po czym objęła ją ramieniem.-Co powiesz na malutki
wypadzik w góry, w ten weekend. Tak we dwie? Trzeba korzystać, póki jest
jeszcze w miarę ciepło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-Oby było przyjemniej niż dzisiaj. Jeśli tak
jestem za! A tak przy okazji zjadłabym coś..- w chwili, gdy Vivianne to mówiła
zadzwonił dzwonek.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-Niestety, musisz poczekać na kolejną lekcję. –
powiedziała Cass, ciągnąc przyjaciółkę za rękę, w kierunku klasy, w której
miała odbywać się następna lekcja. Biologia. Zajęły miejsca w ławce znajdującej
się, mniej więcej po środku klasy. Wystrój klasy był typowo laboratoryjny, co
wskazywało na to, że odbywały się tu lekcje zarówno biologii, jak i chemii.
Ławki powoli zapełniały się uczniami klas drugich, jak i trzecich. Miejsce
przed nimi zajął Nathan z trzema kolegami. Viv zignorowała ich wszystkich zbyt
zajęta rozmyślaniami. W takie poranki często nie ma się ochoty na nic, snuje
się jedynie domysły na temat różnych nurtujących nas pytań, gnębiących spraw,
albo po prostu ucieka od rzeczywistości, po to by na chwile dać odpocząć myślom
od natłoku codziennych spraw. Od monotonii i rutyny. Popadanie w to drugie
ponoć jest szkodliwe dla samopoczucia. Póki co Viv nie odczuwała jeszcze
jakichkolwiek uboczności, a ostatnimi czasy faktycznie każdy dzień przebiegał
wedle ustalonego porządku. W czasie kiedy dziewczyny rozmyślała o powyższych
sprawach, dzwonek, który rozbrzmiał na korytarzu sprawił, że dziewczyna zdała
sobie sprawę, iż kolejną lekcje poświęciła na bujanie w obłokach. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-No, panienko, co wyniosłaś z dzisiejszej
lekcji?-usłyszała Cassie, która doskonale imitowała głos ich nauczycielki z
biologii. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-Jak zwykle ogromnie dużo. Pani lekcje są tak
fascynujące- zaśmiała się jej przyjaciółką, kręcąca tylko głową na samą myśl
nudnych lekcji biologii z ich nową belferką. Na następnej godzinie Cass miała
swój fakultet, więc zmierzyła w stronę budynku, po drugiej stronie dziedzińca.
Druga dziewczyna natomiast obrała kurs na szkolną stołówkę. Vivianne weszła do przestronnego pomieszczenia
i udała się do mebli pod oknem, ustanowionych i przystosowanych specjalnie w
stylu ‘szwedzkiego baru’. Nałożyła sobie sałatkę z makaronem, wzięła wodę
mineralną i zajęła miejsce przy pustym stole, na środku jadalni. Zaczęła
konsumować powoli posiłek, gdy poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła lekko
oczy ku górze i napotkała spojrzenie Nathana, kolegi z roku wyżej. Mieli razem
wspólne lekcje biologii i filozofii. Był on ciekawą osobą. Zdawał się pewny
siebie, nie zabiegał jednak ani o popularność, ani o jakiekolwiek uznanie, a
mimo to zawsze był otoczony przez gromadkę kolegów. Wszystkie te cechy
dopełniała tajemniczość, która w niesamowity sposób współgrała z pozostałymi.
Patrzył teraz na nią, w ten dziwny, specyficzny sposób. Zawsze, gdy napotykała
jego wzrok, czuła się naga. Jakby przeszywał ją na wylot, jakby znał jej
najskrytsze pragnienia, i najbardziej ukrywane tajemnice. Czuła się dziwnie
‘otwarta’. Szybko odwróciła twarz w innym kierunku, ale kątem oka widziała, że
patrzył na nią do samego końca, aż odłożyła tace do okienka kuchennego.
Opuszczając sale, zwróciła twarz w jego kierunku, a on nadal patrzył na nią,
prosto w oczy. Zdziwiona poszła na angielski. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">Upragniony dźwięk, zwiastujący koniec lekcji
sprawił, że szkoła prędko opustoszała. Dziewczyna wyszła ze szkoły na dwór,
gdzie została niemile zaskoczona przez pogodę. W czasie, gdy jeszcze była w
szkole, deszcz mocno padał, by teraz, gdy ją opuszczała padała jedynie mżawkę,
która jednak z każdą minutą przybierała na sile. Vivianne szła w stronę
przystanku, a gdy znajdowała się w jego pobliżu zobaczyła odjeżdżający właśnie
autobus.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">-Proszę się zatrzymać! Proszę zaczekać! – biegła
chwilę za nim, krzycząc. Niestety, pojazd odjechał. Szła żwawym krokiem po
poboczu drogi, kiedy usłyszała ogłos nadjeżdżającego auta. Przejechało koło niej
drogie, sportowe auto, które natychmiast rozpoznała. Nawet gdyby nie ujrzała
jadącego, to domyśliłaby się kto to, po tym jak samochód z impetem wjechał w
kałuże nieopodal Viv. Zatrzymała się jak zaskoczona i patrzyła z szeroko
otwartą buzią na swoje przemoczone do suchej nitki ubrania. Pojazd prowadził
nie kto inny jak Tom, chłopak z trzeciej klasy. Nie wątpiła w to, że przejechał
specjalnie przez kałużę, ani przez moment. Nie darzyli się zbytnią sympatią.
Był on osobą dumną, zarozumiałą, pewną siebie i lubiącą pokazywać swój tupet
oraz wyższość. Być może bywał przyjazny, ale nie dał dziewczynie, ani wielu
innym osobom poznać się z tej strony. Nie pozostało jej nic innego jak wrócić
prędko do domu i przebrać się, żeby zapobiec chorobie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 115%;">Po gorącym prysznicu panna Shires ubrała
szlafrok i usiadła na parapecie przyglądając się burzy, która rozpętała się za
oknem. Strugi deszczu spływały po oknie, łącząc się razem i tworząc zygzaki.
Szyba lekko zaparowała za sprawą różnic temperaturowych w środku, a tymi na
zewnątrz. Młoda nakreśliła jakieś wzorki opuszkiem, a następnie zmazała zarówno
je, jak i resztę szyby, aby móc podziwiać cud natury. Wielka błyskawica
przecięła ciemno granatowe niebo, rozświetlając na chwilę całą okolicę. Głośny
huk towarzyszący temu rozładowaniu dał się słyszeć w promieniu kilometra. Wiatr
wiał coraz mocniej, grzmoty co jakiś czas się odzywały. Gałęzie uderzały w
szybę, natomiast te mniejsze drapały, jakby prosząc o wpuszczenie ich do
środka. Wprawny obserwator zapewne dostrzegłby srebrną powłoczkę na listkach
pobliskich drzew. Mieniły się delikatnie w świetle księżyca, który zdołał się
przebić przez ciemne chmury. Teraz jaśniał dumnie na tle sczerniałego nieba na
wskutek burzy, co jakiś czas przysłaniany na parę sekund, lub dłużej przez
obłoczki, ciemne niczym węgiel. Młoda spoglądała jeszcze chwilę na rozciągający
się widok, po czym wstała i udała się na górę. Odwiesiła szlafrok do szafy i
weszła pod kołdrę w samej bieliźnie. Głowa zatopiła się w miękkiej poduszce, a
oczy powoli przymknęły. Dziewczyna zasnęła po chwili. Gdy nastolatka już spała
przez lekko uchylone okno, do pokoju wleciał malutki motyl o błękitnych
skrzydełkach, który przysiadł na parapecie kręcąc czułkami. Jeśli ktoś wierzy w
zbiegi okoliczności, mógłby spokojnie uznać, iż owad obserwował Vivianne. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; line-height: 20px;">Oto i pierwszy rozdział. W następnym postaram się zamieścić więcej dialogów. Ale wszystko w swoim czasie :) </span></div>
Estherhttp://www.blogger.com/profile/04574258482684431153noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4306047899071749318.post-33305477711501623272013-05-09T04:36:00.000-07:002013-05-14T12:06:32.449-07:00Prolog<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Pocałunek</span>, który mnie sparaliżował. Ten dotyk sprawił, że nie potrafiłam się poruszyć. Nie wiedziałam co myśleć. Nie myślałam. Nie chciałam już myśleć. Poddawałam się temu. A gdy się skończył, stałam otępiała. Po chwili <span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">poderwałam się i pobiegłam. Biegłam przez las i potykałam się o wystające korzenie. Wiatr podwiewał moje włosy i zarzucał ich kosmyki na moją twarz. Maleńkie gałązki smagały mnie po nogach, kiedy nad nimi przebiegałam. Niedaleko majaczyło jezioro, w którym odbijał się blask księżyca. Pędząc spojrzałam na swoje dłonie. Ź</span>renice rozszerzył mi się ze zdziwienia i przerażenia. Pokryte mazią, o konsystencji i kolorze krwi z delikatną domieszką srebra. Srebrna krew. Dostrzegłam, że całe ręce były w niej umazane. Zatrzymałam się. Podeszłam do spokojnej tafli, która stała teraz w miejscu niewzruszona. <span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Spojrzałam na swoje</span><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"> </span>odbicie i dotknęłam palcem wskazującym swojego policzka. Srebrne drobinki pozostały na nim. Pochyliłam się i dotknęłam wody, która pod dotykiem utworzyła pierścienie stopniowo rozwijające się i tak samo niknące, znów przywracając pierwotny wygląd. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana i pochylałam się próbując przeniknąć głębie, by w pewnym momencie wpaść do niej burząc cisze nocną. Z początku niegroźnie wyglądające jezioro, teraz okazało się bezdenne i niespokojne. Czułam jak mnie zasysa. Walczyłam z tym, ale równocześnie opadałam z sił. W chwili, gdy rzucałam, jak sądziłam, ostatnie trzeźwe spojrzenie na ląd, dostrzegłam tam wyciągniętą dłoń. Drżącą rękę wyciągnęłam spod powierzchni wody i złapałam cudzą kończynę. Wyglądająca na kruchą i delikatną złapała mnie mocno i pewnie i natychmiast wyciągnęła ze zbiornika. Nabrałam powietrza do płuc i gwałtownie zgięłam się w pół, plując wodą i.. krwią. Srebrną krwią. Podniosłam wzrok, żeby ujrzeć istotę, która mnie uratowała, ale tam już nikogo nie było. Poczułam na szyi muśnięcie warg. Szybko zwróciłam w tamtym kierunku spojrzenie, lecz był tam tylko mrok. Wszędzie nieprzenikniony mrok. Który rozświetlało tylko odbicie księżyca w jeziorze. I srebrzysta krew, której nie zdołała zmyć nawet konfrontacja z lodowatą tonią. Przeszedł mnie zimny dreszcz, od spodu kręgosłupa, aż po samą szyję. Zamknęłam oczy. Pocałunek motyla.Estherhttp://www.blogger.com/profile/04574258482684431153noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4306047899071749318.post-62770187498405899712013-05-03T13:21:00.003-07:002013-07-24T08:40:07.106-07:00Bohaterowie <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://data.whicdn.com/images/67723651/large.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://data.whicdn.com/images/67723651/large.jpg" width="133" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Vivianne Shires - 17 lat.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="background-color: white; font-size: 14px; line-height: 20px;"><br /></span></span></div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://data.whicdn.com/images/68139675/large.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://data.whicdn.com/images/68139675/large.jpg" width="152" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Cassie Nixon - 17 lat. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://imalbum.aufeminin.com/album/D20080719/446580_JKEWFUZP64QAIHYWMBFAXBNX1VEFQO_gaspard-ulliel-20080714-436902_H171544_L.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://imalbum.aufeminin.com/album/D20080719/446580_JKEWFUZP64QAIHYWMBFAXBNX1VEFQO_gaspard-ulliel-20080714-436902_H171544_L.jpg" width="146" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nathan Walker - 18 lat. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://data.whicdn.com/images/67030709/large.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://data.whicdn.com/images/67030709/large.jpg" width="132" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Thomas Camden - 18 lat.</span></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: right;">
<i>i inni {bohaterowie będą dodawani, wraz z pojawieniem się w opowiadaniu}</i></div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
_________</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: start;">
<span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif;">No więc są i bohaterowie:)</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: start;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W razie jakiejś nagłej weny, bohaterowie mogą ulec zmianie, bądź korektom.</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: start;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ostania edycja : 3.05.13 {22.20}</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> 13.07.13 {15.30}</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: start;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: start;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
Estherhttp://www.blogger.com/profile/04574258482684431153noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4306047899071749318.post-64508860841425793362013-05-01T06:31:00.003-07:002013-05-01T06:31:46.322-07:00Słowa od autorki <span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Witam wszystkich:) Startujemy z nowym blogiem. Póki co nic nie zdradzę, dopóki nie dopracuje całej fabuły, bo chce, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Z czasem dodam resztę podstron/gadżetów. Pojawi się również 1 rozdział oraz przedstawienie bohaterów. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Serdecznie zapraszam do czytania i sprawdzania mojego bloga, mam nadzieje, że spodoba Wam się moja praca. Bohaterowie pojawią się na dniach. Do napisania! ;)</span>Estherhttp://www.blogger.com/profile/04574258482684431153noreply@blogger.com1