wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 1

Spokojnie Viv. Już. Przymyka oczy. Jedynie ten pocałunek.. Wciąż czuje mrowienie na szyi w Tamtym miejscu. Tak delikatne jak muśnięcie skrzydeł motyla. 
Trzy godziny później dziewczyna była już na nogach, w łazience na piętrze, tym samym, gdzie znajdowała się również jej sypialnia. Rozczesała włosy, a po chwili zmierzwiła je ręką, bo w lekkim nieładzie wyglądały lepiej. Następnie poszła do swojego pokoju i otworzyła szafę wyciągając z niej czarne, skórzane legginsy, podkoszulek tego samego koloru na ramiączkach oraz bordowy sweter, nieco dłuższy z tyłu. Podniosła torbę z ziemi i zeszła na dół. Wzięła do rąk kubek herbaty. Piła powoli przeglądając jednocześnie poranną gazetę, która spoczywała na stole, w kuchni. Przeleciała wzrokiem po nagłówkach, ale żaden nie wydał jej się wystarczająco interesujący, aby poświęcić mu więcej czasu na przeczytanie. Wstała, włożyła oficerki, płaszczyk i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Do szkoły miała dosyć daleko. Jako, że mieszkała na obrzeżach miasta, w starym domu, przy lesie, musiała przejść ścieżkę wzdłuż innych domów, które znajdowały się nieopodal jej działki, następnie iść ulicą, i po paru minutach dotarłaby na przystanek. Vivianne jednak zazwyczaj szła w przeciwną stronę, niż opisana powyżej. Podążała przez pole, gdzie wychodziła na szosie, znacznie bliżej szkoły, niż poprzednia. Czekała tego poranka niecałą minutę, gdy podjechał szkolny autobus. Wsiadła do środka i zajęła miejsce pod oknem. Zazwyczaj dziewczyna ruszyłaby piechotą do placówki, ale pogoda i niewyspanie sprawiły, że wybrała odmienny 'środek lokomocji' niż nogi. Wpatrywała się w niebo, którego kolor, coś pomiędzy lekki błękitem, a popielatym, zapowiadał zbliżający się deszcz, a w ostateczności mżawkę. Szarawe chmury powoli przesuwały się po niebie, nie dając szansy na przebicie się maleńkim, porannym promieniom słońca, które toczyły walkę z obłokami. Niestety, nie dane im było wygrać w tym dniu. Dziewczyna uważała, że ma szczęście mieszkać w takiej okolicy. W takim mieście. Samo miasteczko nie było może imponujących rozmiarów, jednakże było zupełnie wystarczające dla mieszkańców, mające wszystkie sklepy, kina oraz inne ośrodki, do których można było się udać, albo z powodu zainteresowań, albo dla zabicia czasu. Przestronne lasy porastające okolice, oraz szosę z obu stron, ciągnącą się dziesiątkami, a nawet  setkami kilometrów, tworzące tak pospolity widok dla amerykańskich krajobrazów. Miejscowość poczynając na górach znajdujących się za miastem, gęsto zalesionych, pełnych dzikiej zwierzyny, przez wartkie strumyki, a kończąc na spienionych falach zimnego morza o tej porze roku, rozbijających się o strome ściany klifów była niesamowitym miejscem, w którym chciało się spędzić choć parę chwil. Samochód zatrzymał się na przystanku koło liceum. Nastolatka wysiadła z niego i przeszła przez dziedziniec w kierunku południowych skrzydeł. Przed nimi czekała już na nią Cassie. Była mieszkanką miasta dopiero od 2 lat. Vivianne podeszła do niej i dziewczyny przywitały się.
-Spóźniłaś się
- Ah, jak zwykle czepiasz się wszystkiego, Cass-roześmiała się Viv. Cassie była specyficzną osobą. Szczerą. Zawsze mówiła co miała na myśli. No, prawie zawsze. Jeśli ktoś ją czymś zdenerwował to nie szczędziła słów. Poza tymi, niekoniecznie pozytywnymi cechami, a przynajmniej sposób w jaki je wykorzystywała nie wskazywał na ich pożytek, była ona niezwykle sympatyczna. Potrafiła zarazić uśmiechem. Niesamowicie delikatnym i subtelnym. Obie dziewczyny ruszyły do południowych skrzydeł. Z chwilą, gdy je otwarły dała się słyszeć fala krzyków, wrzasków oraz wszelakich innych dźwięków, jakie mogli wydawać jedynie uczniowie gimnazjum i liceum w czasie przerwy. Chwile jeszcze rozmawiały, a gdy usłyszały dzwonek zwiastujący początek pierwszej lekcji, każda udała się w swoim kierunku, poprzednio umawiając się na następną przerwę w głównym holu. Jako, że obie dziewczyny miały różne fakultety ich wspólna lekcja miała odbyć się dopiero po 9. Vivianne weszła do Sali numer 112 i szybko zajęła miejsce pod oknem, chwilę przed tym, jak Pani Roothson zaczęła sprawdzać obecność. W takie poranki jak ten nikt nie potrafił się skupić i myślami błądził gdzie indziej. Jak najdalej od spraw związanych ze szkołą, nauką i tym podobnymi. Na samym początku była geografia, która szybko dobiegła końca. Vivianne zupełnie nieświadoma tego o czym była lekcja, poderwała się z miejsca i wyleciała z klasy z telefonem w dłoni, pisząc do Cassie na temat ‘niesamowicie ważnej sprawy’, która najwidoczniej nie mogła poczekać do ich spotkania na głównym korytarzu, od którego dzieliło ją chwile drogi. Idąc tak zapatrzona w ekran komórki, wpadła na kogoś, trącając go ramieniem i wypuszczając książkę od biologii, którą trzymała w ręce. Podniosła ją, a następnie spojrzała w górę.
-Wybacz, tak pędziłaś, że nie zdążyłem Cię wyminąć- rzekł Nathan, patrząc jej prosto w oczy.
-Nie ma sprawy..- odrzekła Viv i puściła oko. Odeszła szybko kierując się w stronę Cassie, która już czekała na nią w umówionym miejscu.
-Co tak długo Panno z Mokrą Głową?-zażartowała przyjaciółka.
-Ah, Ty niecierpliwa-zaśmiała się Viv.-wpadłam na Nathana-  odrzekła, po czym opowiedziała jej całe zajście.
-No tak, typowe. Zawsze musisz coś ze sobą zrobić- uśmiechnęła się, po czym objęła ją ramieniem.-Co powiesz na malutki wypadzik w góry, w ten weekend. Tak we dwie? Trzeba korzystać, póki jest jeszcze w miarę ciepło.
-Oby było przyjemniej niż dzisiaj. Jeśli tak jestem za! A tak przy okazji zjadłabym coś..- w chwili, gdy Vivianne to mówiła zadzwonił dzwonek.
-Niestety, musisz poczekać na kolejną lekcję. – powiedziała Cass, ciągnąc przyjaciółkę za rękę, w kierunku klasy, w której miała odbywać się następna lekcja. Biologia. Zajęły miejsca w ławce znajdującej się, mniej więcej po środku klasy. Wystrój klasy był typowo laboratoryjny, co wskazywało na to, że odbywały się tu lekcje zarówno biologii, jak i chemii. Ławki powoli zapełniały się uczniami klas drugich, jak i trzecich. Miejsce przed nimi zajął Nathan z trzema kolegami. Viv zignorowała ich wszystkich zbyt zajęta rozmyślaniami. W takie poranki często nie ma się ochoty na nic, snuje się jedynie domysły na temat różnych nurtujących nas pytań, gnębiących spraw, albo po prostu ucieka od rzeczywistości, po to by na chwile dać odpocząć myślom od natłoku codziennych spraw. Od monotonii i rutyny. Popadanie w to drugie ponoć jest szkodliwe dla samopoczucia. Póki co Viv nie odczuwała jeszcze jakichkolwiek uboczności, a ostatnimi czasy faktycznie każdy dzień przebiegał wedle ustalonego porządku. W czasie kiedy dziewczyny rozmyślała o powyższych sprawach, dzwonek, który rozbrzmiał na korytarzu sprawił, że dziewczyna zdała sobie sprawę, iż kolejną lekcje poświęciła na bujanie w obłokach.
-No, panienko, co wyniosłaś z dzisiejszej lekcji?-usłyszała Cassie, która doskonale imitowała głos ich nauczycielki z biologii.
-Jak zwykle ogromnie dużo. Pani lekcje są tak fascynujące- zaśmiała się jej przyjaciółką, kręcąca tylko głową na samą myśl nudnych lekcji biologii z ich nową belferką. Na następnej godzinie Cass miała swój fakultet, więc zmierzyła w stronę budynku, po drugiej stronie dziedzińca. Druga dziewczyna natomiast obrała kurs na szkolną stołówkę.  Vivianne weszła do przestronnego pomieszczenia i udała się do mebli pod oknem, ustanowionych i przystosowanych specjalnie w stylu ‘szwedzkiego baru’. Nałożyła sobie sałatkę z makaronem, wzięła wodę mineralną i zajęła miejsce przy pustym stole, na środku jadalni. Zaczęła konsumować powoli posiłek, gdy poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła lekko oczy ku górze i napotkała spojrzenie Nathana, kolegi z roku wyżej. Mieli razem wspólne lekcje biologii i filozofii. Był on ciekawą osobą. Zdawał się pewny siebie, nie zabiegał jednak ani o popularność, ani o jakiekolwiek uznanie, a mimo to zawsze był otoczony przez gromadkę kolegów. Wszystkie te cechy dopełniała tajemniczość, która w niesamowity sposób współgrała z pozostałymi. Patrzył teraz na nią, w ten dziwny, specyficzny sposób. Zawsze, gdy napotykała jego wzrok, czuła się naga. Jakby przeszywał ją na wylot, jakby znał jej najskrytsze pragnienia, i najbardziej ukrywane tajemnice. Czuła się dziwnie ‘otwarta’. Szybko odwróciła twarz w innym kierunku, ale kątem oka widziała, że patrzył na nią do samego końca, aż odłożyła tace do okienka kuchennego. Opuszczając sale, zwróciła twarz w jego kierunku, a on nadal patrzył na nią, prosto w oczy. Zdziwiona poszła na angielski.

Upragniony dźwięk, zwiastujący koniec lekcji sprawił, że szkoła prędko opustoszała. Dziewczyna wyszła ze szkoły na dwór, gdzie została niemile zaskoczona przez pogodę. W czasie, gdy jeszcze była w szkole, deszcz mocno padał, by teraz, gdy ją opuszczała padała jedynie mżawkę, która jednak z każdą minutą przybierała na sile. Vivianne szła w stronę przystanku, a gdy znajdowała się w jego pobliżu zobaczyła odjeżdżający właśnie autobus.
-Proszę się zatrzymać! Proszę zaczekać! – biegła chwilę za nim, krzycząc. Niestety, pojazd odjechał. Szła żwawym krokiem po poboczu drogi, kiedy usłyszała ogłos nadjeżdżającego auta. Przejechało koło niej drogie, sportowe auto, które natychmiast rozpoznała. Nawet gdyby nie ujrzała jadącego, to domyśliłaby się kto to, po tym jak samochód z impetem wjechał w kałuże nieopodal Viv. Zatrzymała się jak zaskoczona i patrzyła z szeroko otwartą buzią na swoje przemoczone do suchej nitki ubrania. Pojazd prowadził nie kto inny jak Tom, chłopak z trzeciej klasy. Nie wątpiła w to, że przejechał specjalnie przez kałużę, ani przez moment. Nie darzyli się zbytnią sympatią. Był on osobą dumną, zarozumiałą, pewną siebie i lubiącą pokazywać swój tupet oraz wyższość. Być może bywał przyjazny, ale nie dał dziewczynie, ani wielu innym osobom poznać się z tej strony. Nie pozostało jej nic innego jak wrócić prędko do domu i przebrać się, żeby zapobiec chorobie.

Po gorącym prysznicu panna Shires ubrała szlafrok i usiadła na parapecie przyglądając się burzy, która rozpętała się za oknem. Strugi deszczu spływały po oknie, łącząc się razem i tworząc zygzaki. Szyba lekko zaparowała za sprawą różnic temperaturowych w środku, a tymi na zewnątrz. Młoda nakreśliła jakieś wzorki opuszkiem, a następnie zmazała zarówno je, jak i resztę szyby, aby móc podziwiać cud natury. Wielka błyskawica przecięła ciemno granatowe niebo, rozświetlając na chwilę całą okolicę. Głośny huk towarzyszący temu rozładowaniu dał się słyszeć w promieniu kilometra. Wiatr wiał coraz mocniej, grzmoty co jakiś czas się odzywały. Gałęzie uderzały w szybę, natomiast te mniejsze drapały, jakby prosząc o wpuszczenie ich do środka. Wprawny obserwator zapewne dostrzegłby srebrną powłoczkę na listkach pobliskich drzew. Mieniły się delikatnie w świetle księżyca, który zdołał się przebić przez ciemne chmury. Teraz jaśniał dumnie na tle sczerniałego nieba na wskutek burzy, co jakiś czas przysłaniany na parę sekund, lub dłużej przez obłoczki, ciemne niczym węgiel. Młoda spoglądała jeszcze chwilę na rozciągający się widok, po czym wstała i udała się na górę. Odwiesiła szlafrok do szafy i weszła pod kołdrę w samej bieliźnie. Głowa zatopiła się w miękkiej poduszce, a oczy powoli przymknęły. Dziewczyna zasnęła po chwili. Gdy nastolatka już spała przez lekko uchylone okno, do pokoju wleciał malutki motyl o błękitnych skrzydełkach, który przysiadł na parapecie kręcąc czułkami. Jeśli ktoś wierzy w zbiegi okoliczności, mógłby spokojnie uznać, iż owad obserwował Vivianne. 

Oto i pierwszy rozdział. W następnym postaram się zamieścić więcej dialogów. Ale wszystko w swoim czasie :) 

2 komentarze:

  1. Dialogów faktycznie trochę mało, ale treść bardzo interesująca. Dobrze zbudowane zdania, poprawna ortografia i interpunkcja. Już w pierwszym rozdziale pokazałaś, że między Viv, a Nathanem zrodzi się jakieś uczucie :3 Mrrr... :D No i oczywiście wrogie nastawienie do Toma, co również świadczy o tym, że coś się wydarzy ^^ Nie powtarzasz słów, co jest bardzo dobre. No i ciekawe zakończenie z tym motylem! Z niecierpliwością czekam na więcej :)) Kurde, rozpisałam się, jakbym była znawczynią polskiego XD
    Pozdrawiam cieplutko :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meh, kocham Twoje komentarze i Ciebie kurczaku :D Buźka:*

      Usuń